🎰 Bar Farszem Nadziane W Warszawie

LUNCH MENU ZUPA: Domowy rosół DANIE DO WYBORU: w zestawie za 19zł: Schabowy „ucho słonia” z dodatkami do wyboru Pieczone udko kurczaka w W międzyczasie nagrzewać piekarnik do 1 80 stopni C. Przed pieczeniem wierzch pasztecików posmarować roztrzepanym żółtkiem z mlekiem. Wstawić do piekarnika i piec przez około 30 minut na złoty kolor. Paszteciki. Paszteciki z mięsem i pieczarkami. Przepis na paszteciki z farszem mięsnym po rosole. GODZINY OTWARCIA Farszem Nadziane Al. Jerozolimskie 121/123, 02-017 Warszawa ☎ Numer telefonu Godziny otwarcia Dane kontaktowe Dojazd ★ Oferty w pobliżu. LUNCH MENU ZUPA: Żurek DANIE DO WYBORU: w zestawie za 19zł: Klopsiki wieprzowo wołowe w sosie pomidorowym z ziemniakami Macaroni ala ZAPRASZAMY na lunch 12:00-16:00 zupa z czerwonej soczewicy ~ do wyboru za 18zł w zestawie: skrzydełka kurczaka z ryżem i brukselką lub schab po cygańsku z ziemniakami i mizerią Oto 6 lokali, w których można zjeść smaczne śniadanie w Warszawie. 1. Bułkę przez Bibułkę. „Bułkę przez Bibułkę” można zjeść na Saskiej Kępie i na Mokotowie, czekają też dwa lokale na terenie Śródmieścia. W każdym z nich czekają pyszne zestawy śniadaniowe, bajgle i kanapki. Bajgle z pastą jajeczną, kanapka z pomidorów z puszki. Farszem szpinakowym nadziewaj canneloni. Rurki układaj w formie. Przykryj je pozostałymi pomidorami. Dopraw. Na makaron wyłóż kilka łyżek sosu i połowę startej mozzarelli. Naczynie wstaw do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni Celsjusza. Po tym czasie wyciągnij formę. Danie. Hotel ibis Warszawa Stare Miasto jest położony w północnej części centrum, u bram malowniczej warszawskiej Starówki. Jest to świetny wybór na pobyt biznesowy, wyjazd rodzinny lub weekend z przyjaciółmi. W hotelu znajdują się 333 klimatyzowane pokoje z dostępem do WiFi, restauracja, bar, kącik zabaw oraz podziemny parking. W menu nie ma tu ośmiorniczek, owoców morza. Są za to typowo polskie dania: kotlety, pierogi, czy golonka. Najwyraźniej one tak smakują prezesowi, że od kilku miesięcy zamawia regularnie obiad w stołecznym barze „Farszem Nadziane”. Po obiad przychodzą ochroniarze prezesa. IX6A. 2 listopada 2011 Bary przekąskowe rozmnażają się ostatnio w stolicy jak grzyby po deszczu. Taka nowa moda, powiązana z modą na PRL, alternatywa dla popularnych kiedyś pubów. Modę zaczęły parę lat temu Przekąski Zakąski, ale dopiero niedawno przekąskowe miejsca przeżywają prawdziwy boom. Nie tylko jeśli chodzi o ilość nowo otwieranych miejsc, ale także o popularność wśród klientów. W Warszawie poza Przekąskami Zakąskami mamy jeszcze Metę na Foksal, od niedawna jest także Słony Magdy Gessler na Pięknej i Między Wódką, a Zakąską na Chmielnej. W Krakowie podobnych miejsc jest już ok. 10. Także w innych miastach wychodzi się już coraz częściej na wódkę i zakąskę zamiast na piwo do pubu. Jeden z najnowszych zakąskowych barów w stolicy to Bar Warszawa – lokal w klimacie przedwojennej stolicy. Lokalizacja na Miodowej niby centralna, ale jak na nocne balowanie do tej pory nienajszczęśliwsza. Skafander, który lubiłam za pyszne jedzenie został zamknięty po roku od otwarcia. Ciekawe jak to będzie z Barem Warszawa i czy zdoła rozruszać okolicę jak Przekąski Zakąski rozruszały Krakowskie Przedmieście? Za barem wita nas młoda obsługa w strojach à la warszawska orkiestra z Chmielnej. Na ścianach lokalu zdjęcia stolicy, na dole krzesła barowe, na górze kilka stolików gdzie możemy sobie usiaść i pogadać z przyjaciółmi. Siadamy na dole i zamawiamy kilka przekąsek. Mimo, że jesteśmy tu w ciągu dnia, a miejsce jest raczej wieczorowo-nocne, nie jest tu pusto, kręcą się zarówno klienci jak i znajomi królika. Menu krótkie i na temat, zakąskowy oczywiście. Możemy tu zjeść typowe warszawskie zakąski, takie jak flaczki po warszawsku czy pyzy jak z Różyca. Serwują tu także inne tradycyjne przekąski: tatar, świetne śledzie czy pasztet. Dla wielbicieli klimatów marynistycznych znajdzie się zapewne także tzw. lorneta z meduzą. Ceny mają tu przystępne, bo 8 zł kosztuje każda zakąska, a i na porcjach nie żałują. Estetycznie podany tatar, aż szkoda zepsuć taką kompozycję, w smaku też jest wyraźny i na temat. Duża porcja pyz z mięsem jak z Różyca to miłe wspomnienie dzieciństwa i wielkość porcji wystarczająca za cały obiad – dla mnie i Smakusia, któremu pyzy wydają się również przypaść do gustu. Pasztet…? Troszkę zbyt suchy ale w smaku niezly. Flaczków po warszawsku niestety zabrakło, podobno właśnie się gotowały. Może się ugotują następnym razem… Do zakąsek leją tu krajową wódkę, oranżadę wzorowaną na tej z PRL-u, wina świata oraz niepasteryzowane piwa z okolic Warszawy. Ja zamawiam oranżadę. Do pyz i pasztetu pasuje jak ulał. Bar Warszawa to miejsce czynne całą dobę, co z pewnością czyni je świetnym punktem na trasach stołecznych głodnych nocnych marków. Relacja Pat’a z wizyty nocnej: Ja miałem okazję doświadczyć Baru Warszawa po raz pierwszy z perspektywy nocnej… Przywiodłem tu grupę znajomych podczas spotkania z okazji wieczoru kawalerskiego. Zaczęliśmy w Harendzie – potem mieliśmy wpaść do kultowych Przekąsek Zakąsek naprzeciw Pałacu Prezydenckiego, ale odstraszył nas tłum, który wyglądał jak przekąskowe śledzie w oleju tyle, że zapakowane do zbyt małej beczki. Dzięki Marcie, która przekazała mi informację o Barze Warszawa pokierowałem naszą kilkuosobową grupę na Miodową… Miałem nadzieję, że jako nowe miejsce bar będzie pustawym przystankiem na naszej trasie po warszawskich knajpach. O dziwo okazało się, że w środku jest całkiem dużo osób… Szczęśliwie jeden ze stolików na pięterku okazał się być opuszczony i wyglądał zupełnie jakby na nas czekał. Zamówiliśmy od razu różne gatunki śledzi, tatara oraz różnorakie napitki pasujące do tych przekąsek… W sumie spodobało nam się na tyle, że pozostaliśmy tam do późnych godzin nocnych (albo do wczesnych godzin rannych). A teraz szczypta pieprzu: z punktu widzenia siedzących na pięterku jest jeden minus (poza plusami oczywistymi w postaci przekąsek, które bardzo mi przypadły do gustu). Jest to konieczność schodzenia za każdym razem do baru w celu zamówienia jakiejś porcji i dokonania zapłaty. Dopiero potem (a czasem to potem zabiera sporo czasu) obsługa organizuje dostawę na górę. Czasami można dokonać zamówienia na piętrze u np. pani kelnerki, która potem przynosi paragon i zaprasza na dół do dokonania wpłaty. Reguły nie było. Zastanawialiśmy się jaka jest przyczyna takiego a nie innego stanu rzeczy? Brak zaufania do obsługi? Brak zaufania do klientów? Hmmm… doprawdy nie wiem… ale widziałem, że załoga Baru Warszawa komentowała już sam wpis o tym, że takie miejsce zostało otwarte więc może odpowiedzą w komentarzach… Taki proces znakomicie utrudnia to życie barowe. Podsumowując – bardzo polecam Bar Warszawa jako niezobowiązujące miejsce do spotkań ze znajomymi albo w celu pokazania przyjezdnym turystom. Jest fajny klimat, smaczne przekąski i niechcący można się tu długo zasiedzieć. Myślę, że przed następną wizytą zweryfikuję czy stolika na górze nie da się zarezerwować, żeby nie przychodzić na próżno gdyby miejsce pod względem tłoku miało zbliżyć się do Przekąsek Zakąsek… Bar Warszawa, 2, tel. 504 320 497 Ktoś może lubić befsztyki,Ktoś inny de volajKaczki, kurczaki, indykiDrób dla jednych to raj,Jak kto mi fondnie, to proszę,Nie płacę, ale owszem ja tych łakoci, no nie znoszę,Co lubię odpowiem, bo wiem!Dla mnie nie ma jak pyzy z bazaruPyzy a’ la Różycki to że zna się na kuchni nasz naród,Wszyscy mówią: te pyzy sam mnie bomba te pyzy z bazaru,Na stojaka je wtrajać nie nich piwko z warszawskiego browaruI już w dechę i dobra i git!(…)Aż w pobliżu nagle ten zapach,Co nawet po nocach się śni!I już czuję te pyzy z bazaru,Więc kupuję, a w gębie sam kolejka i młodzik i staruch,Bo na kuchni to zna się nasz te pyzy nie szkoda gotówki,Jak cudownie parują, no nich dodaj dwa łyki z piersiówkiI cała Praga jest twoja i już!Więc spróbujcie te pyzy z bazaru,Niech handlarka w słoiku wam na deser walczyka z gitarąI jest gites, jest wszystko jak trza!” („Pyzy z bazaru” S. Cyja, W. Patuszyński, piosenka śpiewana przez Jaremę Stępowskiego, przy akompaniamencie „Kapeli Warszawskiej Stanisława Wielanka”) Pyzy i flaki od Pani Hani. Kaszpir: Pyzy, gorące pyzy… To był pierwszy tekst, który słyszała każda osoba wchodząca na bazar Różyckiego, czyli po warszawsku – na Różyca. Przeciskając się przez tłum handlujących rzeczami luksusowymi, dziś dostępnymi w każdym Lidlu czy Biedronce, oraz gdzieniegdzie sztuczny tłum naganiający benklarzom frajerów do oskubania, natrafiałeś w końcu na korpulentne jejmościnie z wózeczkami, w których wnętrzach parowały szczelnie owinięte w gazetowy papier słoiki z pyzami (lub jak powiedziałby warsiawiak) pyzamy, flakamy lub nawet czasem pulpetamy. Po nabyciu danie spożywało się za winklem którejś z budek, oczywiście wprost ze słoika, używając przy jedzeniu wypożyczonego widelca lub łyżki. Bez sanepidu, paragonów fiskalnych a także… kosy pod żebrami. Jak smakowało? Obłędnie, domowo. Procederem tym bowiem trudniły się panie, które robiły to codziennie, posiadając masę stałych klientów a w przypadku dzieciaków (do których zaliczałem się wtedy) zawsze potrafiły dać większą porcję i dopilnować, by tak jak w domu zjeść do końca. Epoka wielkiego Różyca odeszła niestety do historii a wraz z nią pyszne pyzy i flaki, jednak do dziś ostały się dwa miejsca, które chcemy Wam polecić. Pierwsze to pani Hania, która wraz z rodziną do dziś sprzedaje pyzy i flaki na terenie bazaru – w tygodniu od strony ulycy Targowej (czyli od głównego wejścia) a w weekendy w reaktywowanym zaimprowizowanym mini-bazarze od ulycy Brzeskiej. O smaku mogę napisać tylko tyle, że nie ma lepszych pyz w Warszawie. A piszę to odpowiedzialnie, będąc po konsumpcji dziesiątek pyzów w barach mlecznych oraz innych przybytkach kultywujących warsiaską tradycję. Te od pani Hani są delikatne, rozpływające się na języku, ze świetnie przyprawionym farszem mięsnym (lub bez), zawsze z okrasą (niestety wegetarianie będą niepocieszeni – okrasa jest w każdym słoiku). Flaki, świetne w smaku i zapachu, idealnie przyprawione. Wyjedzone do ostatniego kawałeczka i to pomimo faktu, że za flakami na co dzień nie przepadam. Jeśli będzie Ci mało, na stoisku u pani Hani kupisz także czasem śledzia w słoiku (z cebulką w oleju), domowy smalczyk na pajdzie chleba bądź w pojemniczku na wynos. To także klasyka, nie mająca nic wspólnego z wszechobecnymi dziś na targach podróbami. „Pyzy! Pyzy! Prosto z garka!/ Te gorące! Te na skwarkach!/ Dyche porcja! Cały słoik!/ Lizać palce, ludzie moi!” (fragment piosenki „Pyzy”, słowa Jerzy Sułkowski w: Marek Miller, Co dzień świeży pieniądz czyli dzieje Bazaru Różyckiego”) Żorż: „Bo są dwoiste pyzy, nie wiem, czy pan akurat na tym się zna… Są takie pyzy, proszę pana, z większą ilością mąki kartoflanej, takie pyzy z kartofli wyciskane – ciemne. Bo te, co je tutaj sprzedają, to są jasne. A u tej drugiej babeczki, co je czasem przynosi, to one są ciemne. Zresztą obydwa gatunki mają swoich zagorzałych amatorów. Staśkowi Wielankowi te jasne przypadły do gustu, a dla mnie to są kopytka mordosklejki, bo dla mnie prawdziwe pyzy, to właśnie te ciemne, co ma ta druga babeczka. To są prawdziwe pyzy, one wyciskane są z kartofli – kartofle są tarte… to są pyzy… (Pan X w: Marek Miller, Co dzień świeży pieniądz czyli dzieje Bazaru Różyckiego”) Kiedy zobaczyliśmy stoisko, na którym syn pani Hani sprzedaje matczyne wyroby, oczywiście poszliśmy w tango z pyzami, zarówno tymi z mięsem, jak i bez nadzienia, a takoż skusiliśmy się na flaki. Pyzy bez nadzienia, za to z obfitą omastą w postaci zrumienionej cebulki i bezwstydnie tłustych skwarek ze słoniny kosztują 15 złotych za słoik. Po odkręceniu wieczka zapach zwala z nóg. Jest wręcz boski. Kluski smakują obłędnie. Lekko kleiste, robione z dodatkiem surowych ziemniaków. Zajadaliśmy aż nam się uszy trzęsły. Pyzy z mięsem (20 zł) to duże kluchy nadziane soczystym, doprawionym w punkt mięsem. Nie skłamię, jeśli powiem, że to chyba najlepsze pyzy, jakie jadłem. No i flaki po warszawsku (15 zł). Obfita porcja mięciutkich flaków, z wyrazistym, zasmażanym wywarem z dodatkiem papryki. Doprawione tak, że nawet nie myślałem o sięgnięciu po pieprz czy sól. Idealne. Już za nimi tęsknię. Pyzy Flaki Gorące. Kaszpir: Jak już pisałem onegdaj: „… takie teksty można było usłyszeć przez kilkadziesiąt lat na Bazarze Różyckiego w Warszawie. Towarzyszyły handlowi walutą, szemranym interesom i zapachowi formaliny wśród stoisk z futrami. Takie odległe wspomnienia z dzieciństwa kołaczą mi się po głowie, kiedy przestępujemy próg nowego lokalu ulokowanego na tyłach legendarnego Różyca. Bistro nosi nazwę Pyzy Flaki Gorące i stara się przywrócić smaki odchodzącej w przeszłość Warszawy w prostych daniach serwowanych niegdyś nieopodal.” To już sześć lat, odkąd niepozorny lokalik prowadzony przez niezwykle sympatyczne małżeństwo wskrzesza smaki z Różyca. Nas bardzo ciekawiło zestawienie z tymi, które przed chwilą uraczyła nas kilkadziesiąt metrów dalej rodzina pani Hani. I w tym pojedynku zwycięzca mógł być tylko jeden. Ale to wcale nie oznacza, że nie możemy polecić lokalu. Wręcz przeciwnie, liczba dań oraz zawartość lodówki z garmażem zachęcają do konsumpcji i dłuższego spędzenia czasu ze znajomymi. Ostatnimi laty bywaliśmy tu dziesiątki razy, wiele razy nie dawaliśmy rady wejść, bo akurat wszystkie miejsca zajmowały wycieczki z Grójca lub lokalna ferajna. Ale właśnie w takich sytuacjach (oraz w dzisiejszej pandemii) praktyczność rozwiązania słoikowego powoduje, że całe menu da się zamówić na wynos. Co też zrobiliśmy kolejny raz. Oczywiście nie obyło się bez klasycznej orężady z Kamionka zaserwowanej wraz z pięćdziestką dobrze zmrożonej substancji. Ja skupiłem się na garmażu, wszak będąc teraz jedynie warszawskim słoikiem musiałem zabrać ze sobą na południe zestaw obowiązkowy na nadchodzący tydzień. Wziąłem babkę ziemniaczaną oraz dwa rodzaje śledzi w słoiku. Babka to prawdziwa klasyka, świetnie upieczona, z ogromną ilością ingrediencji w postaci kawałków prawdziwej szynki. Śledzie tym razem były ciut przesolone (być może zbyt krótko wymoczone), ale pod wódeczkę to wręcz idealnie. Polecam zwłaszcza wersję z rokpolem i czosnkiem niedźwiedzim. Jedliście? To koniecznie spróbujcie. Żorż: Nie miałem wcześniej okazji jeść w tym miejscu, wiedziałem o nim tylko tyle, co przeczytałem w recenzji Kaszpira z 2015 roku. Oczekiwania po owej recenzji miałem jednak bardzo wysokie. No to zamawiamy. Pyzy z mięsem (16 zł) zamówić można z kilkoma rodzajami omasty. My poszliśmy w klasykę, czyli omastę ze skwarką. Trzeba przyznać, że tych ostatnich nie żałują i po otwarciu słoika, jeśli chcemy jeść street foodowo bez wykładania na talerz, musimy się najpierw przebić przez solidną warstwę soczystego boczku. Poradziliśmy sobie odkładając część skwarek na wieczko słoika. W tych pyzach znajdziemy gotowane mięso, więc wydały mi się nie tak fajnie doprawione, jak te ze stoiska pani Hani. Jednak po jakimś czasie, kiedy się przegryzły, okazały się naprawdę smaczne. Nie mogę tego niestety napisać o flakach po warszawsku z pulpetem (16 zł). Nie wiem, co zaszło na kuchni, ale te flaki nie powinny jej opuścić. Wywar pierońsko słony i… właściwie pozbawiony jakiegokolwiek smaku. Duże rozczarowanie. Podsumowując: flaki traktuję jako wypadek przy pracy i do Pyz Flaków Gorących wrócę, by spróbować jeszcze innych rzeczy. Tym bardziej, że pesto, które kupiliśmy do domu okazało się pyszne. Pyzy Flaki Gorące – Warszawa, ul. Brzeska 29/31, tel. 606 294 499, można płacić kartą – Facebook, mapa Google Jarosław Kaczyński jest seniorem i musi odpowiednio dobierać pokarm, aby jak najdłużej cieszyć się życiem i zdrowiem. Okazało się, że na jego stole można znaleźć ciekawe potrawy, o których niektórzy Polacy mogą pomarzyć. Co ciekawe, zauważono, że zdarza mu się jeść niczym rasowy weganin. Jarosław Kaczyński. Co je każdego dnia prezes PiS? Patrząc na dietę prezesa Prawa i Sprawiedliwości, można odnieść wrażenie, że do ludzi wybrednych raczej nie należy. Przede wszystkim, co nie jest żadną tajemnicą, jest osobą żyjącą samotnie. To jednak mężczyzna w pełni zaradny również w kuchni, który potrafi w niej nieźle upichcić. Wychodzi na to, że menu najważniejszego posła w kraju jest niezwykle bogate. Prezes jest wielkim miłośnikiem naszej kuchni i tradycyjnych potraw. Wszyscy z jego otoczenia doskonale się orientują, jakie potrawy najbardziej lubi spożywać. O preferencjach kulinarnych Kaczyńskiego sporo w ostatnim czasie opowiedział jego cioteczny brat Jan Maria Tomaszewski na łamach „Super Expressu„. Wątek ten pojawił się w kontekście europosłanki Lewicy Sylwii Spurek, która zaprosiła prezesa na wegańską ucztę, by ten przekonał się o zaletach bezmięsnej kuchni. Do wspólnej biesiady miałoby dojść podczas konsultacji dotyczących niezwykle istotnej sprawy dla Spurek, czyli o zmianach w prawie w celu skutecznej ochrony praw zwierząt. Wegańska zupa, wegański schabowy… – Panie premierze Jarosławie Kaczyński. Serdecznie zapraszam na miły, smaczny, wegański obiad bez cierpienia. Wiem, że dobro zwierząt zajmuje szczególne miejsce w Pana sercu. Proponuję wegańską zupę pomidorową, wegański „schabowy” z ziemniakami i ogórkami kiszonymi (na odporność), a na deser tofurnik, czyli wegański sernik – wystosowała apel europosłanka. Czy prezesowi poleciała ślinka na myśl o tak zastawionym stole? Jak już wspomnieliśmy, szef partii rządzącej i głowa koalicji Zjednoczonej Prawicy to, jak na prawdziwego Polaka przystało, wielki fan kuchni tradycyjnej, czyli naszej. Jak wspomniał, bywało, że jadał nietypowe i drogie potrawy w znakomitych restauracjach, ale to jednak nie są potrawy, które mogą połechtać jego kubki smakowe. – Lubię proste potrawy – bigos, placki kartoflane, pierogi ruskie, schabowego z kapustą, wszystkie rzeczy z grilla. Muszę się przyznać, że jadałem subtelne potrawy w bardzo dobrych restauracjach, ale nie zaszokowały mnie nadzwyczajną jakością – ujawnił prezes Prawa i Sprawiedliwości. Kapustka zasmażana, ziemniaki z koperkiem, kotlet tradycyjnie panierowany. To jego danie numer jeden, które średnio kosztowało zaledwie 19 zł. Jeszcze w 2018 roku prezes jadał obiady w lokalu o nazwie Farszem Nadziane w Warszawie. Tam gotowała dla niego szefowa kuchni Halinka. Nie mamy jednak pewności, czy lokal przetrwał lockdown i czy wciąż działa.

bar farszem nadziane w warszawie